W świecie równoległym do naszego Furie strzegą potępionych dusz skazanych na wieczne cierpienie z powodu przewinień popełnionych za życia. Ktoś jednak otwiera drzwi i niewyobrażalne zło przekracza barierę rozdzielającą światy. Furie wysyłają własnego syna Aleka, by sprowadził uciekinierów z powrotem do Tartaru.
Alek jest potężnym, lecz niedoświadczonym wojownikiem, sam nie zdoła sprostać zadaniu. Pomóc może mu Eva – piękna dziewczyna dorastająca w świecie pełnym miłości i tajemnic.
Alek i Eva muszą się odnaleźć i odkryć nawzajem swe moce, by wspólnie zapobiec katastrofie i uratować to, co dla nich ważne.
opis wydawcy
Mitologia
To jeden z tych aspektów, który tak naprawdę przyciągnął mnie do tej książki. Kocham mitologię i uwielbiam, kiedy w literaturze znajduję odwołania do niej. I muszę przyznać, że pomysł Kristin Cast był naprawdę dobry – Hades, Tartar, Furie... Jednak to wszystko spaliło się na panewce przez wady, jakie Bursztynowy dym posiada. A są to:
- absurdalność – Niektóre wydarzenia działy się za szybko i nie miały żadnego sensu, główna bohaterka podejmowała wręcz głupie decyzje, wszystko przedstawione zostało w najprostszy z możliwych sposobów.
- bohaterowie – Nie czuję się przywiązana do któregokolwiek z nich. Poznajemy ich w dziwnym momencie i nawet po zakończeniu książki złapałam się na tym, że kompletnie nic o nich nie wiem.
- podobieństwa do Domu Nocy – DN się zakończył, finito, zabierając się za tę powieść, liczyłam na coś nowego, oryginalnego, a tymczasem bohaterowie niesamowicie przypominali mi tych z DN, a akcja tej książki rozgrywała się nigdzie indziej jak w... Tulsie. Dlaczego nikt nie powiedział Kristin, że po dwunasto-tomowej serii (+4 dodatki) większość osób ma już dość tego miejsca!?
- objętość – Czyli chyba największa wada tej książki. 240 stron. Po skończeniu Bursztynowego dymu puknęłam się tylko w głowę. Już dawno nie miałam styczności z tak niedopracowaną powieścią. Autorka wymyśliła sobie ciekawy pomysł na świat, ale nie przekazała mi z niego czegokolwiek ciekawego. Zostałam wrzucona do tej rzeczywistości i nikt nie wytłumaczył mi, dlaczego tak naprawdę to wszystko się dzieje, dlaczego pozwolono na to, by zło dotarło do świata ludzi.
- wątek kryminalny i miłosny – Wątek kryminalny mógłby być dobry, gdybym mogła poznać więcej szczegółów dotyczących samego jego źródła. A oczywiście tak się nie stało. Natomiast wątek miłosny był strasznie mdły i schematyczny. Jak zwykle okazuje się, że chłopak jest połączony magiczną mocą z dziewczyną i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. No błagam...
Czas to zmienna bestia. Nie ma ustalonego początku ani końca, nie biegnie też jednostajnie, jak sobie wyobrażają śmiertelni. Zamiast tego zagina się i rozszczepia pod powierzchnią niczym korzenie drzewa. Wystarczy spojrzenie w złym kierunku, źle zrobiony krok, niewłaściwie wybrany towarzysz, a czeka cię inna przyszłość.
Mam wrażenie, iż Kristin Cast kompletnie nie przyłożyła się do tej książki. Wymyśliła świetny początek i równie dobre zakończenie, a na środek machnęła ręką. Powieść czyta się szybko i nie jest napisana złym stylem, ale jej chaotyczność nie pozwoliła mi na bycie usatysfakcjonowaną tym, co przeczytałam. Bursztynowy dym polecam tylko i wyłącznie fanom Domu Nocy, bo jeśli nie polubiliście tamtej serii, ta na pewno nie przypadnie wam do gustu. Sama będę musiała się zastanowić, czy sięgnę po kolejny tom cyklu Uciekinierzy. Bardzo zawiodłam się na tej pozycji.
★★★★