Kiedy podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka, nie wie, że tak naprawdę strzela do faerie. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyra musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni.
Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
opis wydawcy
Myślę, że kłamstwem nie będzie stwierdzenie, iż Sarah J. Maas podbiła swoją twórczością świat. Już od jakiegoś czasu słyszałam zewsząd zachwyty na temat jej Szklanego tronu, a następnie Dworu Cierni i Róż. Ja na pierwszą styczność z tą autorką wybrałam ten drugi tytuł – czy słusznie?
Niektórzy szukają mnie przez życie całe, lecz nigdy się nie spotykamy,
Pocałunek zaś ofiarowuję tym, którzy nie depczą mnie swymi stopami.
Niektórzy mówią, że łaskami swymi obdarzam mądrych i gładkich,
Lecz me błogosławieństwo jest dla tych, którym nie brak odwagi.
Zazwyczaj me działanie zdaje się wszystkim darem cudnym,
Lecz wzgardzona staję się potworem do pokonania trudnym
I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli...
Już po kilku pierwszych przeczytanych rozdziałach tej książki w oczy rzucają się pewne aspekty – pozytywne, jak i negatywne. Do tych drugich z pewnością mogę zaliczyć tłumaczenie DCiR, które niezbyt przypadło mi do gustu. Podczas lektury nie raz odnosiłam wrażenie, że lepiej byłoby przeczytać ją w oryginale, bo polski język czasami ujmował jej nieco sensu (człeczyno?). Niezwykle pozytywnie zaś zaskoczył mnie styl pisania Sarah, ba! – śmiem twierdzić, iż jest to jeden z lepszych z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia, a już w szczególności jeśli chodzi o młodzieżówki. Dwór Cierni i Róż jest poetycki, a jednocześnie mroczny i... Zabawny. Nie raz zdarzyło mi się zaśmiać ze słownych przepychanek wykreowanych przez J. Maas bohaterów.
– Czy nie sypiasz nocami, aby przygotować sobie świeży zapas ciętych ripost na kolejny dzień?
Niewątpliwie ogromnym plusem tej powieści jest również stworzony przez autorkę świat. Mamy tu krainę zwaną Prythianem rządzoną przez siedmiu książąt mieszkających w siedmiu dworach. Pochodzą oni z Wysokiego Rodu Faerie, a więc posiadają moce magiczne, o jakich człowiek nawet nie marzy. Pięćdziesiąt lat temu na tych ziemiach pojawiła się pewna skaza, która teraz pragnie zebrać swoje żniwa. Jest też pewna Ona – tajemnicza kobieta wzbudzająca strach nawet w władcach dworów.
– Ciesz się swoim ludzkim sercem, Feyro. Żałuj tych, którzy nie czują już nic.
A jednak Dwór Cierni i Róż nie jest idealny. Właściwie, to przez pierwsze 350 stron byłam zawiedziona tym, co czytam. Fabuła nie pędziła na łeb na szyję i nie mogłam się w nią kompletnie wkręcić. Bałam się, że to będzie kolejna kompletnie nieangażująca lektura. Ale ostatnie 150 stron... I te zakończenie... Coś pięknego.
– Nadziei potrzebujemy w równej mierze co chleba i mięsa – wszedł mi w słowo i spojrzał na mnie bystrym wzrokiem, co u niego było rzadkością. – Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by trwać.
Dwór Cierni i Róż wywołał u mnie mnóstwo sprzecznych emocji, a mimo to finalnie przypadł mi do gustu. Nie jest wybitny, niejednokrotnie denerwuje (a w szczególności romans [#teamRhysand]), lecz warto po niego sięgnąć. To baśniowa historia, pełna prastarej magii, miłości i cierpienia, prawdy oraz kłamstw. Już nie mogę doczekać się kontynuacji, która, jeśli wierzyć zagranicznym recenzentom, jest jeszcze lepsza!
★★★★★★★½
0 komentarze