,,Starcie królów" jest jednocześnie czymś innym, ale też takim samym. Bo pomimo tego, że styl pisania Martina oraz bohaterowie się nie zmienili, to mamy tu do czynienia z czymś całkiem odmiennym. Praktycznie cała fabuła drugiego tomu sagi Pieśni Lodu i Ognia opiera się na planowaniu i walczeniu w wojnach. Dzięki temu możemy w pełni podziwiać kunszt pisarski Martina i jego wiedzę na temat bitew - tych lądowych, jak i tych morskich. To właśnie te drugie sprawiły, że podczas czytania książki musiałam zbierać z podłogi moją szczękę. Nie wierzę, żeby Martin w trakcie pisania nie miał obok jakiejś karteczki z nazwami i właścicielami tych wszystkich stateczków, bo zapamiętać je wszystkie jest rzeczą niewykonalną!
O tym, że George jest mistrzem dialogów i opisów chyba nie muszę wspominać. Mogę jednak napisać o tym, jak to jego twórczość pochłania i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Podczas czytania sagi Pieśni Lodu i Ognia wchodzimy do świata Westeros i uczestniczymy we wszystkich wydarzeniach opisanych w książce. Nic nie działa na wyobraźnię tak dobrze, jak Martin. Możemy oczywiście widzieć serialowe Siedem Królestw, ale lepiej jest samemu, w swojej głowie wybudować to państwo od podstaw. Dzięki tak szczegółowo dopracowanym opisom poszczególnych miejsc i budynków, nasza wyobraźnia staje się profesjonalnym architektem. Dla mnie jest to najważniejszy plus tej książki.
- A więc władza to tylko komediancka sztuczka?
- Cień na ścianie - wyszeptał Varys. - Ale cienie potrafią zabijać. A często zdarza się tak, że maleńki człowiek rzuca olbrzymi cień.
Tyrion również się uśmiechnął.
- Lordzie Varysie, czuję, że dziwnie cię lubię. Niewykluczone, że jeszcze każę cię zabić, ale bardzo mnie to zasmuci.
- Czuję się tym wielce zaszczycony.
Bohaterowie na zmianę stają się naszymi przyjaciółmi oraz wrogami. Przywiązujemy się nawet do tych znienawidzonych, a potem mamy książkowy zawał, kiedy dowiadujemy się o ich śmierci. Jest to równocześnie przerażające i intrygujące, że Martin, jak przebiegły lis, co chwila kradnie z naszego Kurnika Fajnych Postaci kolejną zdobycz. Najgorsze jest jednak to, w jaki sposób dowiadujemy się o śmierci danego bohatera. Wszystko wydaje się być normalne, aż tu nagle (dla przykładu oczywiście) do Catelyn przychodzi list z wiadomością o śmierci syna. BANG! i po kolejnej postaci. Wszystko to jest tak niespodziewane, że czasami trzeba jeszcze raz przeczytać daną stronę, by ogarnąć, co się w ogóle stało.
Warto też wspomnieć, że w tej części Martin oszczędził nam najciekawszego wątku, bo w końcu po co pozwolić nam zaspokoić głód wiedzy na temat Matki Smoków, skoro można na ponad tysiąc stronicową książkę dać zaledwie pięć nie mówiących praktycznie nic rozdziałów z perspektywy Daenerys? No dzięki! Na szczęście w drugim tomie pojawiło się więcej czarnego humoru, niż w pierwszym, także mogę Martinowi wybaczyć to przewinienie.
- Wysłannik handlowy z Lys wspominał mi kiedyś, że lord Stannis z pewnością bardzo kocha swoją córkę, bo przecież przystroił mury Smoczej Sały setkami jej posągów. Musiałem mu rzec: ,,Mój panie, to są chimery".
,,Starcie królów" pokazuje nam, że ludzie zawsze uwierzą w to, co będzie im się najbardziej opłacało, nawet jeśli będzie to oszczerstwo najwyższej klasy. Wielokrotne modlitwy ludzi do nieistniejących bogów ukazują nam prawdę dotyczącą poczucia bezpieczeństwa i wiary społeczeństwa, tego, że istota ludzka jest w stanie zrobić wszystko, by ochronić siebie i bliskich, nawet jeśli jest to niemożliwe.
Z tak rewelacyjnym światem nie spotkałam się jeszcze nigdzie i wątpię, bym znalazła kiedyś coś tak perfekcyjnie dopracowanego, jak saga Pieśni Lodu i Ognia. To istna perełka wśród heoric fantasy. Jeśli i wy uwielbiacie rycerzy, zamki, intrygi, kłamstwa, smoki, potwory i prawdziwe, krwawe wojny, to jest to coś dla was. Ale ostrzegam was - zanim zaczniecie tę przygodę lepiej sprawdźcie, czy wasz portfel bądź biblioteka są w stanie zafundować wam kolejne tomy, bo od tej historii nie można się oderwać!
★★★★★★★★★★
W y z w a n i a:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+4,7 cm)
0 komentarze