Michael jest graczem. I – jak większość graczy – więcej czasu niż w realnym świecie spędza w wirtualnej rzeczywistości VirtNet. Do VirtNetu można wejść i umysłem, i ciałem, a jeśli jesteś hakerem, czeka cię jeszcze więcej zabawy. Bo przecież najfajniej jest łamać zasady, prawda?
Ale pewne reguły powstały nie bez powodu… Kiedy jeden z hakerów zaczyna seryjnie mordować, rząd wie, że aby go schwytać, potrzebny będzie równie dobry haker. I to właśnie Michael wygląda na osobę, która może włamać się do najbardziej skomplikowanego systemu na świecie. Jeśli zgodzi się podjąć tej misji, będzie musiał wejść do VirtNetu nigdy nieodkrytymi ścieżkami. I uważać, aby nie stracić z oczu bardzo cienkiej granicy między grą a rzeczywistością…
- opis wydawcy
Zgadzam się z wszystkimi osobami uważającymi styl pisania Dashnera za specyficzny, bo taki właśnie jest. Ciężko jest mi go nawet opisać, za to z łatwością mogę wymienić jego przykre skutki - ale to za chwilę. Szczerze mówiąc, zawiodłam się na tej książce, gdyż liczyłam na coś znacznie lepszego pod względem jakościowym. Fabuła jest dobra, nie mam się czego przyczepić, podoba mi się ten wykreowany przez autora świat, VirtNet, hakerzy - czuję się swobodnie czytając o takich rzeczach, ponieważ dla mnie są one interesujące. Muszę też na tym polu Dashnera pochwalić, bo kilka razy mnie zaskoczył i wszystko dopracował w nawet najmniejszym szczególe (a byłam czujna i cały czas analizowałam jego postępki, by tylko stłamsić go za jakiś drobny błąd - bez powodzenia).
– Wszystko jest względne. – Mężczyźnie nie drgnął ani jeden mięsień. – Nóż to dar niebios dla człowieka w pętach, ale śmierć dla człowieka w łańcuchach.
Jednakże zabrakło mi w W sieci umysłów czegoś, czego chyba każdy czytelnik poszukuje w książce - emocji. Już dawno nie spotkałam się z tak bardzo papierową historią oraz papierowymi bohaterami. Nie znalazłam tam ani krzty klimatu, którego tak bardzo zapragnęłam poczuć czytając tę powieść. Dlatego za nic w świecie nie nazwałabym tej książki thrillerem, nawet młodzieżowym, a co dopiero porównała ją do Matrixa (no ja przepraszam bardzo, ale to już jest chyba lekkie przegięcie). Bohaterowie są strasznie nijacy, jak takie bezbarwne kukiełeczki w teatrze, aż chciałam nimi potrząsnąć i wrzasnąć Zróbcie coś, żebym wreszcie się wami zainteresowała!, choć i tak nie wierzyłam, by Dashner naprawił ten ogromny błąd.
Nie naprawił.
A jednak sięgnę po drugi tom dla samej historii, nie bohaterów (chociaż polubiłam Kaine'a, który był głównym czarnym charakterem), nie świetnego stylu pisania. Zakończenie W sieci umysłów jak najbardziej mi się spodobało, nastąpił ogromny zwrot akcji oraz rozwiązała się pewna tajemnica, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. A ostatnie zdanie tej książki, cóż, powaliło mnie na łopatki, a nawet wywołało uśmiech na mojej twarzy (szkoda tylko, że tak późno).
W sieci umysłów jest całkiem dobrą książką, jednak nic poza tym. Czytanie jej mogłabym porównać do słuchania syntezatora mowy - zero jakichkolwiek uczuć, a mimo to rewelacyjna cyfrowa rzeczywistość. Być może zbyt wiele od niej oczekiwałam, bardzo prawdopodobnym jest też, że wam spodoba się ona bardziej niż mi. Polecam zagorzałym fanom Dashnera oraz książek takich jak Starter, Aplikacja.
W y z w a n i a:
★★★★★★
W y z w a n i a:
Za udostępnienie egzemplarza książki dziękuję wydawnictwu Albatros!
0 komentarze