Są takie historie, które oddziałują na czytelnika z niewiarygodnie dużą intensywnością. Każdy z nas ma swój gust i każdego z nas poruszają inne tematy. Jednak z tymi tematami jest trochę jak z jedzeniem - dobra potrawa, nie ważne jak podana i tak będzie smakować, jednak kiedy ktoś ułoży ją nam na talerzu estetycznie, przyjemnie dla oka, to od razu przyjdzie nam na nią większa ochota i pochłoniemy ją z większym apetytem. Ja jestem typem czytelnika, który uwielbia czytać książki o smutnej i trudnej fabule. Potrafię dostrzec w nich piękno, ale tylko wtedy, gdy zostaną mi właśnie tak pięknie podane do stołu.
Pod tym względem Zgubiono, znaleziono nie zawodzi.
Siedmioletnia Millie uświadamia sobie, że wszystko dokoła niej umiera. W swojej "Księdze Nieżyłków" odnotowała już śmierć dwudziestu siedmiu różnych stworzeń. Teraz musi do niej wpisać swojego ojca.
Agatha ma osiemdziesiąt dwa lata i od śmierci męża nie wychodzi z domu. Siedzi przy oknie, ukryta za zasłonami i bluszczem, i wrzeszczy na przechodniów, wyładowując swój gniew na obcych ludziach. Aż do dnia, gdy po drugiej stronie ulicy dostrzega dziewczynkę.
Karl ma osiemdziesiąt siedem lat, kiedy jego syn przywozi go do domu starców, całuje go w policzek na pożegnanie i znika. Wtedy właśnie Karl przeżywa chwilę umysłowej klarowności. Ucieka z domu starców i wyrusza na poszukiwania czegoś innego.
Troje zagubionych ludzi, którzy muszą się odnaleźć. Millie, Agatha i Karl łamią zasady i dzięki temu odkrywają sens życia.
-opis wydawcy
Millie jest bohaterką, której nie da się nie polubić. To niesamowite dziecko, bardzo mądre, z ogromnie bujną wyobraźnią będącą nie raz i nie dwa przedmiotem podziwu z mojej strony. Jako realistka z krwi i kości zachwycam się tym, że dzieci są tak beztroskie, za małe, by zauważyć otaczające je zło. Dlatego zawsze poruszają mnie historie skrzywdzonych dzieci, tych dopadniętych przez chorobę bądź pozostawionych na pastwę losu. A Millie mimo tego, co jej się przydarzyło, potrafiła cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Może i nie zarażała wszystkich wokół optymizmem (bo mówienie komuś w twarz Umrzesz nie jest optymistyczne, ale tak bardzo prawdziwe, że pokochałam ją przez to jeszcze bardziej), jednak zmuszała do myślenia i zastanowienia się nad swoim życiem.
– Im nie przybędzie już lat – mówi [Agatha]. Szczypie się w policzki. – Tak jak przybędzie nam, którzy przeżyliśmy.
I do takiej refleksji zmusiła dwójkę przebojowych starców - Agathę i Karla. Nie chcę wam dużo o nich napisać, bo tę dwójkę lepiej poznać samemu, lecz uwierzcie mi - nie miałam nawet pojęcia, iż tacy zakręceni staruszkowie w ogóle istnieją. Agatha to taka starsza wersja Katniss, kick-ass postać z miliardem zmarszczek (wszystkie co do jednej odnotowane w jej dzienniku), natomiast Karla Maszynopiszącego trudno jest mi porównać do jakiegokolwiek innego bohatera, bo był on jedyny w swoim rodzaju. Chociażby przez jego powalającą na kolana bezpośredniość.
– Jesteśmy tutaj tylko z powodu seksu, wiesz? A ty się tego wstydzisz. Wszyscy się wstydzicie. Ty i ty. I ty. I ty też. I ty. Tak, ty. Odbądźcie stosunek płciowy – zwraca się do pary młodych ludzi siedzących przy sąsiednim stoliku. Zerka na Manny'ego w poszukiwaniu wsparcia. Jest przekonany, że Manny pokazuje mu wzniesiony kciuk. – Nie – mówi. – Nie stosunek. Ruchajcie się po prostu. Ruchajcie się.
To właśnie jest magiczne w Zgubiono, znaleziono - ta historia może nas rozśmieszyć i zasmucić. Występuje w niej ogromna skrajność emocji. Akcja w niej nie pędzi, jest raczej dosyć powolna, więc jeśli przeszkadzają wam opisy życia, powroty do przeszłości, liczne rozmyślania oraz wnioski bohaterów - to nie jest książka dla was. Jeśli zaś, podobnie jak ja, delektujecie się przemyślanami postaci, to zdecydowanie znajdziecie tu coś dla siebie.
Na tekturce napisała najstaranniej, jak mogła: ,,Pająk, ? - 2011".
Przesunęła palcem po kreseczce między pytajnikiem a rokiem śmierci pająka. W tę i z powrotem, w tę i z powrotem. Dziwne, pomyślała, że ta kreska - prosta i długa - była wszystkim, co dało się powiedzieć o jego życiu.
Brooke Davis pokazała problemy współczesnego świata, z jakimi spotykamy się na co dzień, w genialny sposób. Stworzyła książkę tak poruszającą, głęboką i prawdziwą, o śmierci, o przywiązaniu, miłości, przyjaźni, zamiłowaniach, zatraceniu. O tym, że nie powinno się uciekać, a próbować zrozumieć i ponownie odnaleźć szczęście. Zgubiono, znaleziono to jedna z tych lektur, po które można sięgać w gorszy dzień, aby poprawić sobie humor. Zmusza czytelnika do zastanowienia się nad swoim życiem razem z Karlem, Agathą i Millie. Dała mi solidnego kopniaka w tyłek, bo w końcu żyje się tylko raz i powinniśmy czerpać z tego, co nas otacza garściami. Upewniła mnie w przekonaniu, że wszystko da się zrobić, że nigdy nie powinnam się poddawać i nie wątpić w słowa Terencjusza, bo rzeczywiście, Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce. Takich właśnie słodko-gorzkich powieści drogi potrzebuję więcej. Gorąco polecam!
★★★★★★★★
W y z w a n i a:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+2,2 cm)
Za udostępnienie egzemplarza książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca!
0 komentarze