,,19 razy Katherine” to jedno z najstarszych dzieł Greena. Ja, jak to porządny Greenomaniak, musiałam przeczytać wszystkie jego książki – ta była niestety ostatnia z jak dotychczas wydanych. Czy się zawiodłam? Nie, a wręcz przeciwnie! Po tych wszystkich złych opiniach szykowałam się na coś o wiele gorszego.
Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość.
Głównym bohaterem jest Colin Singleton – cudowny dzieciak, uwielbiający anagramy i języki obce (bo zna ich aż 11!) gustuje tylko i wyłącznie w dziewczynach imieniem Katherine. Nie Katy, Trina, Kat, Cathy, Kitty, Rynn, Kate, Kay i, broń Boże, nie Catherine! Gwoli ścisłości, miał już 19 Katherin… i wszystkie go rzuciły. Tak przynajmniej myśli. Kiedy Col popada w załamkę po stracie K-19 jego najlepszy przyjaciel, Hassan, wesołek uzależniony od Sędzi Judy, zabiera go w podróż po Ameryce. Jadąc, Colin dochodzi do wniosku, że ma zamiar napisać Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine, nad którym ciężko później pracował. Będąc już gdzieś daleko od domu, przyjaciele postanowili odwiedzić grób austro-węgierskiego arcyksięcia, Franciszka Ferdynarda. I tak zaczęła się przygoda.
Lubił książki, ponieważ uwielbiał sam akt czytania, magię przemieniającą linie na papierze w słowa w jego głowie.
W ,,19 razy Katherine” najbardziej podobał mi się humor. Czytając tą pozycje non stop wybuchałam śmiechem. Wszystkie postacie, a było ich trochę sporo, są bardzo ciekawe, jednak moje serce skradł Hassan :) Podoba mi się sama idea szukania szczęścia i wypełnienia dziury po stracie. Jak każda książka Johna Greena, 19RK uczy. Czytając nasunął mi się wniosek, że John ma ‘bujną wyobraźnie’ (zboczuch, taki zboczuszek). Trochę dużo matematyki, ale da się przeżyć (aneksu, przepraszam, ale nie dałam rady). Co mi się w niej jeszcze podoba, to piękna gra słowami. Autor potrafi najzwyklejsze słowa pięknie dobrać i sprawić, że nałogowo zacznę zaznaczać cytaty.
Można kochać kogoś tak bardzo, pomyślał, ale nigdy nikogo nie kocha się tak bardzo, jak bardzo się za nim tęskni.
Kiedy już się przeczyta wszystkie książki Greena, to widzi się między nimi pewne podobieństwa. Miłość, przyjaźń, czasem śmierć, zabawa, ale przede wszystkim dążenie do celu, szukanie i… podróże. Dużo podróży.
Bądź co bądź, książkę polecam dla w miarę dojrzałych osób, bo nie brak w niej przekleństw i seksualnych podtekstów. Wciąga i bawi, idealna na lato. Gorąco polecam!
★★★★★★★★
W y z w a n i a :
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+2,2 cm)
Pod hasłem (2 w 1 : Imię, Homo Sapiens, Zielono mi)
9 komentarze
Świetnie, że Ci się podobała. Ja jestem prawdopodobnie jedną z ostatnich osób w blogosferze, która z Greenem nie miała jeszcze nic wspólnego. Nie ciągnie mnie specjalnie do jego książek, ale wiem, że z ciekawości prędzej czy później przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest już na regale i czeka na przeczytanie:)
OdpowiedzUsuńNie pożałujesz :)
UsuńJa jeszcze żadnej z książek tego autora nie przeczytałam. Wstyd. Muszę to zmienić po takiej recenzji.
OdpowiedzUsuńWstyd i hańba! Ale polecam, i mam nadzieję, że wkrótce znajdę również twoją recenzję na temat książek Greena :)
UsuńUff! Przeczytałam kilka negatywnych recenzji i się wystraszyłam nie na żarty. Cieszę się, że jednak ktoś jest fanem tej książki, bo czeka u mnie na półeczce w kolejce :) Jak na razie za mną 'GNW' a obecnie czytam totalne 'Papierowe Miasta'. Uwielbiam tego pisarza ;d
OdpowiedzUsuńAch, Papierowe Miasta <3 Tobyłainfekcjanerek? Cudowna! Koniecznie musisz się też zapoznać z Szukając Alaski ;)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Greena - jakoś nie mogę się za to zabrać. Ale na początek wybiorę chyba właśnie tę - jej fabuła bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJest cudowna! Chociaż Gwiazd Naszych Wina również jest fantastyczne :)
Usuń